Bębny, twierdza Ichi-no-Tani, 16 marca 1184 roku

Wcześniej, przez ponad sto lat rządy sprawowano zza klasztornych murów: kolejni cesarze obejmowali tron, po czym prędko zostawali mnichami i abdykowali. Ich następcy, na ogół bezwolne, kilkuletnie dzieci, pełnili wyłącznie rolę reprezentacyjną i obrzędową, podczas gdy monarchowie-mnisi zachowywali wszystkie swoje prerogatywy, a nawet tworzyli własną armię. Przedstawiciele klanu Taira wzrośli w siłę właśnie jako dowódcy tych oddziałów. Oczywiście, takie rozmycie władzy sprzyjało buntom i walkom pomiędzy dworskimi frakcjami; podczas dwóch powstań, Heiji i Hogen, klan Minamoto został niemal kompletnie starty z powierzchni ziemi, a jego majątek – rozgrabiony. Jednak wojna Gempei przyniosła mu słodką zemstę, zaś Yorimoto Minamoto miał stać się pierwszym z szogunów.
Jednym z kroków, które doprowadziły go do pełni władzy, było zdobycie nadmorskiej twierdzy rodu Taira, Ichi-no-Tani, położonej w Suma, dziś jednej z dzielnic Kobe. Wciśnięta w wąski pas lądu pomiędzy morzem a stromymi górami miała opinię niezniszczalnej, nie ulegało zatem wątpliwości, że Ichi-no-Tani musi zostać zdobyta nie w otwartej bitwie czy oblężeniu, ale podstępem.
Hufce Minamoto podeszły skrycie w pobliże Ichi-no-Tani, ale żaden z generałów nie ośmielił się nakazać ataku. Wówczas to słynny wojownik Kumagai no Naozane, „przyodziany w hitatare z farbowanego sukna, zbroję przetykaną czerwoną skórą i równie czerwony horo, łapacz strzał”, wezwał swojego młodego, acz walecznego syna Kojiro, polecił mu zgromadzić jeszcze dziesięciu najzwinniejszych i najzgrabniejszych żołnierzy, po czym wysłał posłańców do pobliskiej świątyni bogini niebios, Amaterasu, skąd polecił sprowadzić dziesięć wielkich bębnów taiko. Przyjechały na wozie zaprzężonym w cztery woły – z każdego bębna zdjęto napiętą byczą skórę, wpuszczono do środka wojownika w lekkiej zbroi, po czym ponownie bęben obito. Kojiro zdjął swoje „hitatare zdobne ornamentem z wistarii i zbroję przetykaną skórą białą i błękitną”, przywdział szaty mnisie i poprowadził wóz gościńcem do twierdzy Ichi-no-Tani.
Pierwszym napotkanym strażom powiedział, że przeor klasztoru przysyła bębny i jego, skromnego świątynnego bębniarza, by ucieszyć dwór Taira piękną muzyką; a że po ojcu był lisio sprytny, to wydał się żołnierzom tak skromny i strachliwy, że przepuścili go dalej, ku innym, oni ku następnym i tak dostał się wreszcie na dziedziniec twierdzy, gdzie uniżenie pokłonił się generałom Taira no Tanadori i Taira no Shigehira oraz całej ich świcie, i zapytał, czy pozwolą mu zagrać dla nich marsz wojenny.
Słynny ustęp z Heike Monogatari opowiada, jak żołnierze Taira narzekali między sobą po cichu na wagę bębnów, na co sprytny Kojiro odpowiedział, niby to zdziwiony, że mnisi z jego klasztoru ładowali je bez większego wysiłku – tak ich tym zawstydził, że nie śmieli poskarżyć się głośno na ciężary, które przyszło im dźwigać.
Młodzieniec dopilnował, aby bębny właściwie ustawiono na dziedzińcu, zaczekał, aż co znaczniejsi i starsi członkowie rodu Heike odłożyli broń i rozsiedli się wygodnie dookoła. Wtedy jednak zauważył, że u ich boku siedzi młodziutki i piękny Taira no Atsumori, „mający lat szesnaście lub siedemnaście, delikatnie upudrowany, z poczernionymi zębami”. Jeszcze niedawno wychowywali się obaj na cesarskim dworze i, mimo że Kojiro był ledwie rok starszy od Atsumoriego, był jego nenja i miłował go ponad wszystko. Zamiast więc dać sygnał do rzezi, wyszeptał słynny dwuwers:
Mówisz, że niczym jest pień sosny strzaskanej,
a przecież jesienny wiatr przenika mnie do kości.
Gestami rąk nakazał wszystkim milczenie, a następnie opowiadał głośno – tak, żeby ukryci wojownicy niczego nie podejrzewali – o szacunku przeora klasztoru dla klanu Heike, pokazując równocześnie zgromadzonym wokół, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo. Taira no Tanadori odpowiedział równie dworną przemową, wskazując na migi, by jak najciszej przynieść miecze i włócznie. Kiedy wszyscy byli znów uzbrojeni, w jednej chwili rzucili się na nieprzeczuwających niczego wrogów, dziurawiąc skórę bębnów jak sito i zabijając ich na miejscu.
Tak Kojiro uratował życie swojemu wakashu, oblubieńcowi, sam jednak okrył się niesławą jako zdrajca, odszedł więc na stronę i popełnił seppuku. Dopiero wówczas Atsumori, podszedłszy do zwłok, w młodym mnichu rozpoznał swojego nenja.
Generałowie dowodzący armią Minamoto, nie widząc umówionego znaku, pojęli, że podstęp się nie udał, a Kumagai był pewien, że jego syn zginął mężnie w walce. Noc i dzień czekała w ukryciu armia, aż ktoś wymyśli kolejny fortel. Wówczas to generał Yotsushine zapytał myśliwego, czy jelenie przechodzą czasem wąską i stromą ścieżką prowadzącą w dół klifu. „Przechodzą” – odparł ten. „Skoro przechodzi jeleń, to i koń sobie poradzi”. Podzielił więc swoją armię na trzy części i zaatakował Ichi-no-Tani z zaskoczenia nie tylko tam, gdzie Taira spodziewali się ujrzeć wrogów, ale i tam, gdzie, jak sądzono, nie sposób wjechać koniem. W jednej chwili fortecę podpalono z trzech stron; wywiązała się straszliwa walka. Oddziały Taira rzuciły się do bezładnej ucieczki, w morze. Wojownicy ginęli od strzał, wypadali z wywracających się łodzi i szli na dno, obciążeni zbrojami. Przy jednym z dowódców znaleziono wiersz, który zapisał przed samą bitwą:
Gdybym, podróżując wciąż po zmierzchu, uczynił sobie zajazd z kwitnącego drzewa,
czy samo kwiecie byłoby moim gospodarzem?
Kumagai pospieszył na brzeg w pogoni za uciekającymi i dostrzegł bogato odzianego samuraja, który próbował dogonić wpław jedną z łódek. „Widzę – zakrzyknął – że jesteś głównodowodzącym. To hańba pokazać plecy wrogowi! Wracaj!”. A ten rzeczywiście zawrócił ku brzegom. Starli się, ale wojownik był młody, drobny i wprawdzie zręczny w wojennym rzemiośle, jednak nie tak jak wytrawny żołnierz. Wkrótce leżał więc na piasku daleko od wytrąconego miecza i czekał, aż Kumagai zada mu ostateczny cios. Ten jednak, zdjąwszy pokonanemu hełm, zobaczył piękną twarz młodzieńca w wieku własnego syna, Kojiro, wzruszył się i postanowił go ocalić. „Oszczędzę ci życie, tylko powiedz, jak się nazywasz?” – zapytał. Ale ten nie chciał łaski, odparł więc tylko: „Kiedy okażesz moją odciętą głowę swoim dowódcom, z pewnością mnie rozpoznają i wynagrodzą cię sowicie”. Widząc, że brzegiem nadbiegają inni wojownicy, którzy z pewnością i tak zabiją młodzieńca, Kumagai, obiecując mu, że będzie odmawiał za niego modlitwy, sam zadał śmiertelny cios. Taki był koniec Atsumoriego, dla którego Kojiro poświęcił życie wojowników w bębny przyodzianych.
Kumagai, chcąc w coś zawinąć odciętą głowę, sięgnął do brokatowej sakwy, którą chłopiec miał u boku, i znalazł tam zawiniątko z fletem. Pomyślał, że to dźwięk tego fletu, dobiegający z obozu Taira, słyszał o poranku i wykrzyknął:
Czy choćby jeden spośród naszych wojowników ze Wschodnich Prowincji
przywiózł ze sobą flet? Jakże miłują sztukę dworzanie Heike!
W tym dniu odmieniło się serce Kumagai, który zwrócił się ku religii i został pustelnikiem.