Muzyka teraz
Niełatwo być wiolonczelistą. Nie dość, że instrument duży i nieporęczny, wymagający osobnego miejsca w samolocie, nie sposób na nim grać inaczej niż na siedząco, to jeszcze repertuar solowy z okresu klasyczno-romantycznego jest dość ograniczony. Mozart nie napisał nic na wiolonczelę, a przez cały XIX wiek pokutowało przekonanie, że beczy ona jak owca i nie jest godna wirtuoza.
Czy wykonanie muzyczne może być prywatną wypowiedzią? Od czasu, kiedy kompozytor zyskał w opinii słuchaczy nadludzką moc jednostki wybranej, wiedzącej więcej, kapłana sztuki (a zatem od jakichś niespełna dwóch stuleci), trwa w świecie muzyki partyturowej dyskusja o prawach wykonawcy.
W świecie muzyki współczesnej rozgorzała w ostatnich latach dyskusja o nieobecności muzyki tworzonej przez kobiety w programach koncertów i festiwali. Artyści i artystki, krytycy i krytyczki często zagadują o to kuratorów. To znak czasu, w którym także opór, który napotyka idea parytetów, jest ogromny. Tak duży, że zgromadzeni w Warszawie w ubiegłym roku dyrektorzy festiwali muzyki współczesnej...
Coraz mniej lubię minimalizm. Przez lata całe fascynowały mnie pomysły na pracę z czasem, ograniczanie bodźców na rzecz ich znaczenia, konceptualne zapętlenia, nawarstwienia podświadomych znaczeń, które pojawiają się podczas godzinnej kontemplacji dźwięku linii wysokiego napięcia, nieznacznie modulującej w subtelnych odcieniach.
Podczas tegorocznego festiwalu Sacrum Profanum wykonano V Symfonię George’a Brechta. Jednym z jej założeń jest odwrócenie uwagi od dźwięku. To partytura całkowicie konceptualna, kompozytor określił tylko liczbę części i ich tytuły, które brzmią: Przed słyszeniem – Słyszenie – Po słyszeniu.
„Dźwięczę, więc jestem” – brzmi tytuł kompozycji Tadeusza Wieleckiego, która miała swoją premierę na tegorocznej Warszawskiej Jesieni. Utwór na wiolonczelę i akordeon zaczyna się długą sekwencją niemych gestów, które przypominają ruchy realizowane przez grających muzyków albo przez dyrygenta. Wykonawcy utworu stoją, ich instrumenty leżą na razie z boku, nieme. Istnieją, ale jakby niepełnie. Pod...
Jeszcze niedawno kompozytor był kompozytorem. Facetem z brodą i brzuchem albo z rozwianym włosem, który siedział przy stole, pisał nuty na papierze, potem wysyłał do wydawnictwa albo do wykonawców i czekał, aż ktoś się nimi zainteresuje. Czasem też trochę chodził wokół tego, bo chodzenie wokół bardzo pomaga, kiedy chce się mieć wykonanie utworu. A teraz?
Duchowość i religijność w nowej muzyce to temat równie trudny jak duchowość i religijność współczesnego człowieka Zachodu. Muzyka odbija tarcia występujące w społeczeństwie: dla jednych religia jest dobrem, systemem wartości, w którym upatrują podstaw cywilizacji, dla innych wiąże się z opresyjnością władzy; okazuje się czymś niejasnym, nieprzekonującym, fałszywym.
Płyta znanego muzyka wydana w wielkiej wytwórni jest zawsze wydarzeniem. Towarzyszy jej kampania promocyjna, dobre zdjęcia, film rozpowszechniany przez media społecznościowe.
„Chcieliśmy zmienić świat… Nie zmieniliśmy” – stwierdził gorzko rozmówca, którego spotkałem niedawno na festiwalu muzyki dawnej.
„Myśmy wszystko zapomnieli!” – z Wyspiańska zaintonował rytualny lament taksówkarz, z którym rozmawialiśmy oczywiście o polityce. Zgodziliśmy się co do ogólnych wniosków: zmieniło się w kraju przez ostatnie dziesięciolecia. Do tego stopnia, że nie pamiętamy tego, co kiedyś zdawało się oczywiste.
Nie, to wcale nie jest przyjemne. Dostaję tych płyt dziesiątki, kolonizują moją szafkę ze sprzętem audio, rozpychają się na przyległych płaszczyznach. Kiedy rozmnożą się nadmiernie, wywożę je do pracy, uzasadniając to racjonalnymi powodami.
W wystawionym przed czterema laty w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej spektaklu Dla głosów i rąk jego autorka, Jagoda Szmytka, pokazała w formie parodystycznej zmagania współczesnej kompozytorki z instytucją teatru operowego. Nie przepadam za autotematyzmem w muzyce, ale muszę przyznać, iż był to zabawny spektakl, niezła muzyka – słowem: dobrze, że zaistniał.
GF poznał M przez portal randkowy. Poszukiwał kobiety uległej, odnoszącej się ze zrozumieniem do jego potrzeby dominacji. M była oczarowana jego profilem i europejską otwartością seksualną. GF także był zachwycony; przedtem niemal stracił już nadzieję, że spotka kobietę, która dostosuje się do jego trybu życia.
O tej muzyce pamięta niewielu. Przynajmniej u nas. Biografia jej twórcy odstrasza oficjalne instytucje; życiorys komunisty i opinia matematyka rozpoczynającego pracę kompozytorską od złożonych stochastycznych procedur to nie jest coś, co wzbudza zaufanie.
Konkursy muzyczne – Chopinowski, Wieniawskiego – rozpalają emocje obserwatorów. Wielu ma własną, ustaloną wizję interpretacji znanych dzieł. Muzyka klasyczna na tym przecież polega: sztuka powstaje w trudno definiowalnej przestrzeni między tym, co zapisane w nutach, a zmienną granicą naszej tolerancji na odstępstwa.
„Historia zweryfikuje arcydzieła” – brzmi często powtarzane hasło. Wiele w nim prawdy – jeśli dziś trudno zaprzeczyć, że pasje Bacha czy symfonie Brahmsa należą do zasobu dzieł istotnych, zasługa w tym dziesiątek lat praktyki wykonawczej, refleksji teoretycznej, przychylnego odbioru publiczności.
Jesienią 1977 roku Brian Eno czekał na samolot na lotnisku w Kolonii. Zapewne znużony sytuacją, zaczął się zastanawiać nad muzyką, która brzmiałaby dobrze w budynku, w którym się znajdował.
Co muzyka może zrobić dla świata w dzisiejszych czasach? Jaką wizję mu zaproponować? Piszę swój tekst niedługo po referendum w sprawie Brexitu, kiedy zastanawiamy się nad przyszłością Unii Europejskiej, nad perspektywami, nad tym, co z Polską.
Jak oceniać zjawiska muzyki współczesnej? To pytanie, chcąc nie chcąc, zadają sobie nie tylko krytycy. Największa nawet otwartość na świat nie znosi potrzeby odnoszenia osobistych opinii do jakiegoś porządku. Dlatego po koncertach czasem ktoś pyta: „To mi się nie podobało – dlaczego twierdzisz, że to było dobre, skoro kompletnie niepodobne do innych dobrych dzieł?”. Pytający próbuje zatem jakoś...
Pies charczy, warczy i ujada. Przerażające dźwięki rozchodzą się echem w potężnej przestrzeni zabytkowej hali na warszawskim Mokotowie – otwartej właśnie po renowacji siedziby Nowego Teatru. Widzimy wyświetlaną na ścianie twarz aktora; to on jest tym psem, wcieleniem nieokiełznanej, przelewającej się nienawiści.
Chyba będę dziś pisać o zakorzenieniu nowej muzyki w przeszłości. Dziwię się sobie, bo temat ten wywołuje u mnie odruch niechęci. W praktyce radiowej poszukiwanie historycznych odniesień daje zwykle szansę, aby przedstawić muzykę współczesną w ciągu dnia, zamiast w nocy, „dla tych, co na morzu”.
Duże willowe mieszkanie w warszawskim Śródmieściu, ogromny mieszczański salon ze starymi meblami, przeszklone drzwi prowadzące do ciemnego ogrodu. Na ścianach staromodne drukowane tapety, przy oknach zasłony. W zimowy wieczór, kiedy na dworze mokro i chłodno, w tym salonie grupa ludzi swobodnie spoczywa na krzesłach lub fotelach, półkolem otaczając stojące przy drzwiach pianino i towarzyszący m...
„Zmarł dyrygent i kompozytor Pierre Boulez” – ogłosiły na początku roku gazety, portale internetowe, nawet telewizje. Chyba nie tylko mnie takie uszeregowanie zasług Bouleza wydało się rażące – a jednak postanowiłem je przynajmniej rozważyć. Może faktycznie, pomyślałem, odkrywcze interpretacje kompozycji Debussy’ego, chłodno i konstruktywistycznie budowane gmachy symfonii Mahlera, oszałamiające...
Ferruccio Busoni stwierdził niegdyś, że „muzyka narodziła się wolna i wolność jest jej przeznaczeniem”. Zdanie to brzmi jak cytat z książki Paola Coelho i pewnie dlatego do dziś towarzyszy jako credo najrozmaitszym działaniom: od ambitnych po kompletnie bezwartościowe.